Oda do Homo sapiens
roztapiasz się jak masło na słońcu
a twoje marzenia zaplątały się
we wszystkich sprawach
które rozchwytują szpony palców pokrytych woskiem
dogonił cie listopad
ze swoją piękna wilgotna duszą
roztopiłeś się w pogoni za zegarem
jednak zapomniałeś że to ziemia dodaje ci skrzydeł
rozwiesiłeś obłoki
które wiatr zawiewa gdziekolwiek
stoisz na brzegu krzycząc na drugi
językiem z którego rozumiesz pojedyncze słowa
fragmenty w których żyjesz
oceniasz bardzo wysoko choć są tylko podróżą w metrze
nie rozumiesz nawet własnego języka
imienia które cię wychowało
obłożony jedwabiami nie chcesz wiedzieć jak ginie twój obiad
jesteś wieżą wyższą niż jej własny cień
zostawiasz za sobą ślady
które zmieniają się w popiół
ogrodzenia które wybudowałeś
nie trzymają w ryzach twojej ziemi
wciąż musisz poprawiać prawa życia i śmierci
doliczając się na niekorzyść natury ilości pereł
kłębek który zdaje ci się że trzymasz
jest nicią ironii losu
wymykającą się cichaczem z twojego domu
rozmawiasz półsłówkami
nie dotykając skóry deszczu emocji
zamiast wymownego milczenia
wolisz używać spacji
jesteś zbyt zmęczony by dokończyć wieżę
to ona jest twoim imieniem
o którym zapomniałeś przypinając się
do wiecznego patrzenia w dal
potrafisz spać przy rozświetlonej nocy
wojowniku z dzidą z masła
roztopiłeś się jak masło na słońcu
gdzie więc jesteś
skoro cię nie ma
skoro oddzielasz się
od wszystkiego w czym żyjesz
barierą z drutu
jakim czasem operujesz skoro nie masz czasu
skoro nic nie masz
a wydaje ci się za masz wszystko
więc kim jesteś skoro nie jesteś tym kim jesteś
obawiam się że nie wiesz